czwartek, 24 stycznia 2013

Kalifornia Love, czyli jedzenie i wino!


Było trochę cicho, ale już się melduję! Obecnie zwiedzam Kalifornię zbierając materiały o krainie wina, mekce eco-życia i jedzenia! Będę starała się od dziś sukcesywnie podrzucać Wam kolejne relacje z tego co tutaj widzę, co czuję i co jem!

Trzeba przejechać Golden Gate Bridge, żeby po niecałej godzinie znaleźć się w krainie wina. Napa Valley – pięknie, słonecznie, po prawej winnica, po lewej winnica, turyści, brakuje tylko mostu... Napa, Sonoma, Healdsburg-Ca

Po drodze wpadamy do Patalumy, do pierwszego w Kaliforni "Whole Food", który w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku (ale zabrzmiało!) zapoczątkował modę na eko-jedzenie, eko-produkty i co za tym idzie, zupełnie odmienny od powszechnie amerykańskiego, styl życia.

Jestem oszołomiona skarbami, które można tutaj znaleźć. Chciałabym to i to, i to. Wiadomo, oczy są największym łakomczuchem. W Boomville – Anderson Valley bo tam zmierzamy, czeka na nas mały, lokalny targ, gdzie dopiero można się zdziwić...

Lokalni oferują istne cuda, jest ich nie wiele, jak to z cudami bywa: jajka, chleb, miód, orzechy, śmietana, kozi jogurt i sól prosto z oceanu, nie wiadomo ile odmian zielonych, żółtych i czerwonych liści poprzetykanych drobnymi kwiatkami. Pachnące jabłka, gruszki, dynie, warzywa. I miejscowy hit – kiszona kapusta (biała i czerwona).

Wszystko jadalne, świeże, pachnące. Co do kiszonej kapusty, nie jest wcale takie oczywiste, że w naszym "kapuścianym" kraju jest ona jak należy. Otóż nie jest! Wciska się nam kit w postaci czegoś wybielonego, bez smaku, bez zapachu, co przypomina raczej wyciśnięte wióry niż kiszonkę. Po smakowitej wodzie o charakterystycznym słonawym smaku – ani śladu.

Obskoczyłam przed świętami z pięć sklepów zanim znalazłam czego chciałam. Może zaczniemy importować kiszoną kapustę z Kalifornii? Miało być o winie, a tu proszę, kapusta...

Farmerzy o wyglądzie nawiedzonych, ale czerstwych hipisów zwożą co im urośnie, co sami zrobią, zbiorą i co im kura zniesie. Wszyscy się znają, zagadują, żartują, a na koniec w miejscowym barze u sympatycznych meksykańskich sióstr, wszyscy jedzą domowe ciasto i popijają kawę. Nikt się nie śpiesz, nigdzie nie pędzi – maniana, w Ameryce – świat się zmienia!

CDN...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz